niedziela, 6 października 2013

ten przepis zawsze ginie. Miejmy go tutaj!

Ten przepis zawsze ginie, a to ciasto jest wyjątkowe. W przygotowaniu przypomina troszkę produkcję muffinków. Wystarczy mieć w domu 1-2 szklanki jakichkolwiek owoców… ze 20 minut wolnego czasu… i ochotę na coś dobrego ;]
Przygotuj
2,5 szklanki mąki
niecałą szklankę cukru (w tym niech będą 2 łyżki cukru z prawdziwą wanilią (do kupienia w kauflandzie koło WANILINOWEGO syfu leży na półce)
2 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
3... jajka
1 szklanka maślanki owocowej
1/2 szklanki oliwy z oliwek albo dobrego oleju (z Tescowego oleju też się uda, ale jednak zdecydowanie dobry olej poprawia smak ciast)
2 szklanki owoców (ja użyłam borówek kupionych u Pani na targu, czasem robię z truskawkami albo malinami. Fajne są też pomieszane gruszki j jabłka pokrojone w kostkę. Albo agrest z porzeczkami. Albo śliwki węgierki. Albo dobry, soczysty rabarbar. Zimą mogą być orzechy albo płatki migdałowe z rodzynkami. Tak naprawdę wszystko będzie dobre. Jest też opcja „bez niczego” – wtedy polecam zamienić kefir na maślankę stracciatella

I tak: włącz piekarnik.
W jednym naczyniu wymieszaj składniki suche z powyższej listy i wymieszaj.
W drugim naczyniu wymieszać składniki mokre (kefir lub maślankę, roztrzepane jajka, oliwę i wymieszać dość mocno, ale nie trzeba mikserem). Potem wlać mokre do suchych, przemieszać niezbyt dokładnie, mogą być grudki! (serio:)) Foremkę 25 x 35 cm wyłożyć papierem do pieczenia albo wysmarować MASŁEM i posypać mąką i wylać ciasto. Wierzch posypać równomiernie owocami.
Wstawić do piekarnika i piec do suchego patyczka. U mnie to było 25 minut, ale w „normalnych” piekarnikach z termoobiegiem nastawionych na 180 stopni to może być około 30-40 minut:)
PS. po wyjęciu z piekarnika można ciepłe ciasto przykryć folią aluminiową; to sprawi, że ciasto będzie jeszcze bardziej wilgotne:)
 


 

sobota, 28 września 2013

Ninjago dla Andrzeja

Od małego Andrzeja wszystko się zaczęło...
Pewnego razu Tata Marek poprosił o upieczenie tortu urodzinowego dla swojego synka.

Wtedy, w pseudo-kuchni powstał maleńki tort malinowy z czerwonym ludzikiem Lego.
Od tego tortu zaczęły się kolejne prośby o torty, personalizowane pierniki, ciasteczka, tapas i inne rzeczy, których nigdy nie dane mi było spróbować :)

Upiekłam dwa biszkopty, jeden jasny, drugi kakaowy. Przepis na biszkopt rzucany, niezawodny, znajduje się w poprzednich wpisach.


 Warto je "nawilżyć" np. sokiem z cytryny z wodą źródlaną i odrobiną cukru.

Każdy blat smarowałam lekko musem jeżynowym albo musem pomarańczowym z odrobiną dyni (przepis na musy również w poprzednich postach, patrz: mus truskawkowy).


Na każdą owocową warstwę położyłam bitą śmietanę (800ml śmietany 30% ubijamy z 2 łyżkami cukru pudru. W osobnym naczyniu miksujemy 600 g serka mascarpone, następnie stopniowo dodajemy serek do śmietany i na najniższych obrotach miksera delikatnie łączymy obydwa składniki).

Na bitą śmietanę warto nałożyć kwaśne owoce, które trochę przełamią smak kremu. Dla Andrzeja wybrałam kiwi.


 I na koniec warstwa bitej śmietany. Na niej mógł spokojnie wylansować się Jay - NINJAGO (opłatek z nadrukiem spożywczym). Jay to facet po przejściach (patrz: brew) i ma dziewczynę jako jedyny z całej ekipy!

Obsypaliśmy go jeszcze na koniec kokosem; taka kropka nad "i".


Wszystkiego najlepszego, Andrzeju! Miej zawsze w sobie coś z dziecka!
                                                  Smacznego!

Niebo w słoiku, czyli domowa Nutella

Już dawno słyszałam o tym kremie.
Smażone śliwki i kakao, podobno boskie.
Zrobiłam. rzeczywiście: dobre!
Jak dla mnie- za słodkie, ale wielu moich znajomych uważa, że super, wyjadają ów specyfik łyżeczką ze słoika, więc polecam!!

Smak nieziemski, to fakt. Nieporównywalny z niczym. Ani to dżem, ani to nutella :)

Jak to zrobić?

Kup: 2,5 kg śliwek, 1 kg cukru TRZCINOWEGO!! (ZDECYDOWANIE ZA DUŻO, JA DAŁAM 80 dkg I UWAŻAM, ŻE I TAK ZBYT DUŻO!), 20dkg kakao Decomoreno, łyżka soku z cytryny, ew. garść zmielonych na pyłek orzechów laskowych.

Śliwki myjemy, wyjmujemy z nich pestki, przekrawamy na połówki lub ćwiartki. Wrzucamy do garnka z grubym dnem. Smażymy 2 godziny na średnim ogniu od czasu do czasu mieszając.

Pod koniec smażenia dosypujemy cukier.
Jego ilość trzeba dobrze wymierzyć. 1kg to zdecydowanie o wiele za dużo, 80dkg również. Myślę, że ok. 50dkg byłoby w porządku. Oczywiście to jeszcze zależy od jakości naszych śliwek i od ich stopnia i warunków dojrzewania: im śliwki bardziej dojrzałe, większe i ciemniejsze, tym mają w sobie więcej cukru, więc nie musimy im sztucznego dokładać.
Jakość "nutelli" zdecydowanie się zmieni po użyciu cukru zwykłego, o niebo lepszy efekt osiągniemy używając cukru trzcinowego.
W tym momencie jest dobry czas na dodanie łyżki soku z cytryny, plus ewentualne zmielone orzechy.
Teraz blendujemy śliwki ze wszystkimi dodatkami.
Jeśli osiągnęliśmy już gładką konsystencję całości specyfiku, możemy dosypać kakao - całe od razu. Wszystko mieszamy, po kilku minutach zdejmujemy z ognia.

Swoim wytworem napełniamy czyste. wyparzone, ciepłe słoiki (do tych wszystkich robót związanych ze słoikami, cudnie sprawdza się zmywarka odpowiednio zaprogramowana).

Dokładnie zakręcamy, odkładamy na stół wyłożony kocykiem. Ustawiamy słoiczki zakrętką do dołu. Przykrywamy kocykiem, po 2h odwracamy słoiki (już nie muszą stać do góry nogami, już się dobrze zamknęły). Niech stoją i się studzą. Jutro można je wynieść do piwnicy.

Smacznego!




niedziela, 22 września 2013

Królik dla Worrka


Strasznie miły telefon wczoraj dostałam.
Pan Worrek zapragnął dla Pani Worrkowej coś wyjątkowego na urodzinki.
Państwo Worrkowie robią dużo dobrego dla niczyich królików (dla swoich też:)), działają aktywnie w Stowarzyszeniu Pomocy Królikom, stąd się znamy.

Więcej szczegółów dotyczących królików w linku poniżej:
http://www.kroliki.net/

Pan Worrek poprosił o tort z.. króliczym akcentem.

No i stało się!
Rano upiekłam dwa biszkopty rzucane w okrągłych tortownicach (przepis w poprzednim poście).
Jeden został okrągły, stał się potem buzią królika (a właściwie królinki, bo potem się okazało, ze to dziewczynka, a na dodatek strojnisia:))
Drugi wykroiłam dwoma ruchami nożna tak, że powstały trzy elementy: dwa uszka i jeszcze kokarda :)

potem się okazało, że uszy za duże i nie mam takiego podkładu pod tort, także finalnie tort dla Worrków skończył na stolnicy :)


Każdy element przekroiłam na trzy blaty, które nasączyłam sokiem malinowym i wódeczką.
Następnie smarowałam je musem malinowym (przepis również w poprzednich postach (patrz: musy truskawkowe).

Pierwsza warstwa została dodatkowo wzbogacona winogronami.

Każda warstwa została przełożona bitą śmietaną z białą czekoladą i odrobiną serka mascarpone.

Dekoracje zwyczajne, bo takie są najlepsze. Królik zaraz będzie się uśmiechał....


są i złote zęby!


I jeszcze królik z profilu:)


Wszystkiego najlepszego, Worreczku!

Życzę i Tobie i sobie, aby ludzie jedli TYLKO TAKIE KRÓLIKI!

proste i pyszne ciasto z dyni, która urosła dzięki darowanym pestkom od Pana Romana

Niedziela.
Jesień.
Zimno.

W ubiegłym roku dostałam kilkanaście ziarenek dyni od takiego starszego Pana Dyrektora z poprzedniej pracy.

Świetny człowiek.

Mówił, żebym sobie posadziła, że ma pyszne owoce i na pewno coś dobrego z nich ugotuję. Bardzo lubiłam tego Pana i tak jakoś dziś postanowiłam wykorzystać tą dynię z podarowanych ziarenek.

Upiekłam zatem ciasto z dyni, zainspirował mnie nie tylko Dyrektor eM, ale i przepis znaleziony na kwestii smaku. Ciasto jest proste w wykonaniu, ale trwa wszystko trochę dłużej, ponieważ trzeba wpierw upiec dynię, a potem jeszcze ubić pianę z białek. ale wierzcie mi, WARTO! U mnie się TO zrobiło pomiędzy niedzielnym obiadem, a zamówionym tortem :)

Składniki (proponuję od razu podwoić):
250 g (250 ml) musu z dyni (surową dynię przekrawamy na pół, ew. na ćwiartki, wyjmujemy ziarenka i zapiekamy ok. 40 min w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Potem wybieramy miąższ łyżką, blendujemy go w miseczce i gotowe)

 • 200 g masła
1 szklanka cukru (dałam niepełną)
ziarenka z jednej laski wanilii około 5 centymetrowej
skórka starta z 2 limonek (w oryginale były mandarynki)
3 jajka, oddzielnie żółtka od białek
1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
HOŁ TU PRIPER:
  • Tortownicę wyłożyć papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzać do 180 stopni.
  • Do garnka włożyć masło, roztopić na małym ogniu mieszając (starać się nie podgrzewać za bardzo masła). Dodać cukier oraz wanilię i wymieszać. Odstawić z ognia.
  • Dodać mus z dyni i skórkę z mandarynki, wymieszać i lekko ostudzić, następnie dodać żółtka i wymieszać.
  • Mąkę przesiać do miski razem z proszkiem do pieczenia. Dodać ją do masy w 3 partiach, za każdym razem dokładnie mieszając (w oryginale nakazano mieszanie łyżką, ale mój mikser elektryczny poradził sobie z tym równie dobrze).
  • Białka ze szczyptą soli ubić na idealnie sztywną pianę i dodać do masy, bardzo delikatnie wymieszać łyżką.
Całość przelać do tortownicy, piec przez około 40 min - do tzw. "suchego patyczka".

Na górę zaplanowałam polewę z białej czekolady, ale nie zdążyłam polać, ponieważ ciasto było tak dobre, że nie zdążyłam roztopić czekolady. Nie zdążyłam nawet posypać cukrem pudrem. Jest mega dobre!

Dzięki Panie Musie!



 

niedziela, 11 sierpnia 2013

Ach, co to był za tort!!!

Dostałam zlecenie na tort weselny. Nie lada to wyzwanie, ale też ogromne wyróżnienie.
W związku z tym, że czasu BARDZO mało, kombinuję już teraz jak zrobić, żeby jego smak był perfekcyjny.
Kwestie dekoracyjne są na drugim planie, zamierzam użyć temperowanej czekolady i żywych kwiatów (to będzie garden party).

Dziś upiekłam biszkopt rzucany z przepisu niezawodnego, pochodzącego ze strony moje-wypieki.
On NAPRAWDĘ zawsze się udaje.
http://www.mojewypieki.com/przepis/biszkopt-kakaowy,-najlepszy

Po wystudzeniu, przekroiłam go na trzy krążki. Nasączyłam każdy blat advocatem (w sumie 1 szklanka na całość).
Kiedy alkohol wsiąknie, smarujemy cienko każdy blat musem truskawkowym z cytryną (znajdziecie przepis w poprzednich postach).

Do kremu potrzebujemy:
- 500 ml śmietany 30%
- 250g serka mascarpone
- 2 łyżki cukru pudru

Ubijamy serek. Potem upijamy śmietankę, pod koniec ubijania dodajemy cukier i serek. Wszystko łączymy bardzo uważając, żeby się nie zwarzyło.

Przekładamy cienko blaty biszkoptu, smarujemy wierzch i boki.

W tym przypadku wykonałam dekorację z topionej czekolady białej i czarnej, ale nie jestem zadowolona z efektu; na przyszłość wiem, że taką zastygłą czekoladę lepiej połamać niż pociąć:)  Wierzch obsypałam startą czekoladą gorzką.

Smak - bardzo dobry.
Polecam, bo jest naprawdę szybki i wybitnie DOMOWY w smaku.
Godnym podkreślenia jest brak w składzie sztucznych, zbędnych dodatków:)

Smacznego!!








wtorek, 30 lipca 2013

jedna tarta, dwa smaki, potrójna radość

Dziś jednak było chłodniej; Bogu dzięki!!
Pojechałam rowerem do pracy, więc nie chciało mi się wozić dużych zakupów.
Skorzystałam z tego, że w lodówce miałam tylko masło, jajka, trochę warzyw i "jakieś resztki" i szybciutko powstała

TARTA DLA DWOJGA
w dwóch różnych smakach, dostosowanych do upodobań kulinarnych Jego i moich.
Połowa iście warzywna, jego - mięsna z przemyconymi tu i ówdzie jarzynkami sezonowymi :)

Niezawodny przepis na spód do tarty:
pół kostki masła
2 żółtka
pół łyżeczki soli morskiej
3/4 szklanki mąki krupczatki
pół szklanki mąki tortowej
Wszystko szybko zagniatamy w jedną kulę (około 3-4 minutki) i wrzucamy do lodówki.



 


 

Tarta może być z czym chcecie. Nasza była z tym, co akurat dziś mieliśmy w lodówce:

pół zielonej cukinii
pół żółtej cukinii
jedna duża cebula
2 pomidory
kilka oliwek
20 dkg żółtego sera
pół kubeczka śmietany 18%
2 białka z jajek (tych, których żółtka zostały zużyte do ciasta na spód)
garść świeżych ziół (u nas bazylia, oregano i rozmaryn)
łyżka masła do podduszenia warzyw
po pół łyżeczki soli, czarnego pieprzu, czerwonej papryki

u nas były jeszcze MIĘSNE KULKI (250g mięsa mielonego plus garść drobniutko posiekanej kapusty pekińskiej, duża łyżka pikantnych przypraw wg. własnego upodobania. Wyrabiamy mięsną masę, formujemy kulki, wrzucamy na gorący tłuszcz i smażymy na złoty kolor. Wyjmujemy na papierowy ręcznik. Takie kulki podaję z dipem czosnkowym. Jako, że u nas już się "przejadły" - dziś stały się doskonałym uzupełnieniem naszej nocnej tarty :))



Warzywa (oprócz pomidora!) pokroiłam na cienkie plasterki i wrzuciłam na rozgrzane masło. Dusiłam 3-4 min.
W międzyczasie rozgrzałam piekarnik do 210 stopni. Szybko wylepiłam ciastem formę do tarty, ponakłuwałam widelcem i znów wrzuciłam do lodówki. Po ok. 10 minutach wkładamy ciasto do piekarnika na 10 min, żeby się trochę podpiekło.
SEKRET KRUCHEGO CIASTA
polega na tym, żeby uważać z proporcjami mąki, a przede wszystkim wkładać zimne ciasto do bardzo dobrze nagrzanego piekarnika.

W tym czasie mieszamy pół kubka śmietany z białkami z jajek, możemy ewentualnie dodać jedno całe jajko, obficie przyprawiamy, dodajemy posiekane świeże zioła.

Wyjmujemy podpieczone ciasto, wykładamy na nie plastry pomidorów, cukinię, cebulkę, na to kładziemy mięsne kulki (które oczywiście mogą zostać zastąpione np. wędzonym łososiem, albo nawet kawałkami kabanosa! Może też być ser pleśniowy - cokolwiek!). Wrzucamy do podpieczenia na 6-9 minut, ale już na około 170 stopni. W tym czasie ścieramy ser żółty i zmywamy :)
Wyjmujemy, posypujemy startym serem (ja miałam ementaler i grana padano), polewamy śmietanową masą. Wkładamy do piekarnika na kilka minut.



Podajemy z niczym, bo jest cudowna sama, bez keczupów czy innych bonusów.




Ps. wybaczcie mi roboczy styl tej noty. Chciałam się z Wami podzielić tym przepisem, mimo jego formy, która nie dla wszystkich może być do przyjęcia.

poniedziałek, 29 lipca 2013

chłodnik litewski po krakowsku na polskie upały. dla Was.

Trzydzieści siedem stopni w cieniu.
Wbrew obiegowym opiniom, w czasie upałów jeść trzeba. Nasz organizm potrzebuje składników odżywczych bez względu na to czy jest ciepło czy zimno. Możemy mu pomóc poprzez właściwe dobieranie dań.
Dziś jest NAPRAWDĘ gorąco. Do tego duszno.

To idealny dzień na CHŁODNIK LITEWSKI.

Nie byłabym sobą, gdybym go dla Was nie zmodyfikowała.

To naprawdę fajne danie.
Na ostatniej edycji kursów kulinarnych, kiedy zaproponowałam tą "zupę" moim słuchaczom, widziałam na ich twarzach pewne zadziwienie, a nawet niesmak. Niechętnie uczestniczyli w siekaniu liści z łodygami, dziwili się, że z lodówek wyjmujemy potem kefiry, zsiadłe mleko i - co gorsza! - łączymy z owymi liśćmi:)
Po degustacji przyznali jednak, że ich obawy były bezzasadne. Smakowało! Zjedli wszystko do ostatniej łyżeczki:) Zaczęli planować kiedy przygotują to specyficzne danie swoim najbliższym.



CHŁODNIK LITEWSKI
Przygotowujemy:
1 litr maślanki,
0,5 litra zsiadłego mleka (teraz już w każdym markecie kupimy. Ideałem byłoby zdobyć wiejskie...)
2 młode ugotowane w łupinie i obrane buraczki (ok 5 cm średnicy)
1 duży pęczek tzw. botwinki - czyli młode buraczki z łodygami i liśćmi (MUSZĄ być młode, małe)
kubeczek (150-200 ml) kwaśnej gęstej śmietany 18%,
1 duży pęczek posiekanego koperku,
4 ogórki - obrane ze skóry,
ugotowane na twardo jajka (tyle jajek ile porcji chcemy podać - jedno jajko dla jednej osoby),
1 pęczek rzodkiewek (ewentualnie może być pół białek rzodkiewki),
kilka zielonych pędów cebuli
szczypta cukru, szczypta soli i pieprzu
(ewentualnie mały ząbek czosnku)

Ugotowane buraczki studzimy, po obraniu należy zetrzeć je na tarce. Podobnie robimy z ogórkami i rzodkiewką.
Siekamy drobno koperek i cebulkę. Podobnie postępujemy z umytymi łodygami i liśćmi buraczków - drobniutko je siekamy.
Dodajemy sól, pieprz i cukier (tutaj jest miejsce na mały ząbek czosnku, który przeciskamy przez praskę.).
Wlewamy maślankę, śmietanę i zsiadłe mleko. Wszystko dokładnie mieszamy i wkładamy do lodówki na 1-2h.
Podajemy z jajkiem na twardo.
*znajomi z Litwy donieśli, że u nich chłodnik litewski jada się także z ziemniakami :)
Osobiście preferuję wersję bez niczego: bez jajek, bez ziemniaków.
Serdecznie polecam na takie dni jak dzisiejszy! Bardzo szybko się przygotowuje, a ciekawy obiad można przygotować na dwa dni. Niech się chłodzi na górnej półce ;)










sobota, 20 lipca 2013

Powiew Gruzji w Grodzie Kraka - love it!


Czasami jest tak, że czytam książki kucharskie i wertując kolejne przepisy niektóre pomijam. Bo na przykład głupio się nazywają. Albo jadłam już coś takiego i strasznie mi nie smakowało.

Tak było z przepisem na
GRUZIŃSKIE CHACZAPURI.

W Krakowie jest sieć restauracji oferujących powyższe danie. Niestety - szału nie ma. Robiłam dwa podejścia i za każdym razem okazywało się, że to wcale nie smakowało dobrze...

Jakaś wewnętrzna siła kazała mi jednak wrócić do tego przepisu.
Przeczytałam. Okazało się, że wykonanie banalne. Gruzińskie chaczapuri nie robi się szybko tylko MEGA SZYBKO.
Jest łatwiejsze od muffinek.

Ciasto plackowe ma tak niesamowity smak jak nic, co dotychczas jadłam. Może ( w ogromnym uproszczeniu) nieco przypomina podpłomyki, jakie piekła nam Pani Marysia na Podhalu. Podpłomyki były cudne, ale dwa zupełnie inne smaki.
To ciasto jest ciut bardziej puchate i mniej chrupiące. Być może wynika to z tego, że tamte podhalańskie były pieczone na blasze w piecu chlebowym opalanym drewnem?

W oryginale przepis ten zakłada, że podajemy je z serami.
Tak też zrobiłam za pierwszym razem. Jako, ze nie miałam bundza, bryndzy i innych tego typu serów, posłużyłam się "resztkami z lodówki": gouda, ementaler, rolada ustrzycka, trochę camemberta, grana padano i kawałek białego. A, i topiony!




Przepis na ciasto jest taki:

0,75 kg mąki tortowej - w tym pół szklanki mąki kukurydzianej
0,5 l maślanki lub kefiru
0.5 kostki margaryny (ja użyłam masła)
2 łyżeczki sody oczyszczonej
pół łyżeczki soli.

Topimy masło lub margarynę, lekko studzimy (u mnie to wygląda tak, że topię to w wielkim garnku i do gorącego tłuszczu dolewam zimną maślankę. Wtedy temperatura płynnych składników się miesza i już można działać dalej, bez straty cennego czasu).
Dodajemy wszystkie pozostałe składniki.
Ciasto się tak fajnie wyrabia, że nie zajmie nam to dłużej niż 1-2 minutki.
Ma bardzo ciekawą konsystencję.

Teraz macie kilka opcji.
Można na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (albo obsypanej mąką bez tłuszczu!) z kulek ciasta wielkości dużego jabłka formować placki. Spłaszczamy je dłonią. W środku robimy wgłębienie (później włożymy tam składniki). Wkładamy placki do piekarnika nagrzanego do około 200 stopni. Trzymamy je tam około 5 minut.
W tym czasie rozdrabniamy sery i je mieszamy. Wyjmujemy lekko podpieczone placuszki, napełniamy dziury obficie mieszanką serów i znów wkładamy do piekarnika.

Wyjmujemy po kolejnych kilku minutach. BARDZO ŁATWOTO PRZYPALIĆ (przez co - o dziwo! - nie tracą nic ze swojego smaku! Jednak polecam pilnować czasu!)
Podajemy z sosem czosnkowym w oryginale na te sery kładzie się plasterki masła)
Smacznego!

Widziałam też wersję, gdzie zamiast serów wbija się surowe jajko i trzyma minutkę w piecu, a po wyjęciu serwuje ze wcześniej wspomnianymi plastrami masła (tzw. chaczapuri adżaburi). Wtedy z cista wylepia się coś na kształt łódeczki-kajaka. Strasznie to fajne! :)

A my jeszcze robimy wersję z mięsem.
Uprzednio duszę mięso mielone z cebula i pieczarkami. Obficie przyprawiam pieprzem, papryką, czosnkiem, suszonymi ziołami i lekko solę.

Z surowego ciasta w dłoni formuję placek, na który nakładam porcję mięsa (2 łyżki). Zawijam wszystko jak... paczki:) Tworzę kulę, która w środku ma farsz. I takie kule kładę na blaszkę wyłożoną papierem.
Wychodzą gruzińskie bułeczki z niespodzianką, które łatwo można zabrać e sobą do pracy albo na wycieczkę:)
Spróbujcie. Będziecie zaskoczeni prędkością wykonania i smakiem. Jedno i drugie na plus.


 





Naleśniki - cudowności tego świata ciąg dalszy

Jak my kochamy naleśniki!
Ale nie byle jakie. Tylko te najlepsze! Nie te chrupiące i nie te gumowe.
Te nasze! <3
Właściwości:
1) doskonały (!!) smak
2) usuwają depresję i zły nastrój
3) wzmacniają dobry humor ( i tak właśnie ostatnio zadziałały)
4) wysoka zawartość endorfin unosi się w powietrzu jeszcze 24h po smażeniu
(o ile usmażymy dużo:))




Potrzebujemy garnek i blender.
Do garnka wrzucamy w dowolnej kolejności:
 2 jajka
 1 szklankę pełnotłustego mleka (tj. 3,2%)
 1 niepełną szklankę oleju dobrej jakości
 pół szklanki mąki kukurydzianej
 łyżeczkę prochu do pieczenia
1 łyżkę cukru pudru
Włączamy blender i miksujemy wszystko.
Dopełniamy mąką tortową tak, żeby ciasto miało lejącą konsystencję (około szklanka - ale to zależy od wielu czynników. Ma być lejące)

Nagrzewamy BARDZO mocno patelnię. Przygotowujemy narzędzie do przewracania.
Wylewamy małą porcję ciasta na gorącą patelnię, odwracamy, kiedy z góry ciasto jest już ścięte. Smażymy kilkanaście sekund z drugiej strony.
Gotowe, można położyć na talerzyk i posmarować nutellą albo dżemem truskawkowym i polać bitą śmietaną.
 Dużo endorfin dla wszystkich naleśnikożerców!


Te dzisiejsze były z dżemem własnej produkcji. Smacznego!!

środa, 17 lipca 2013

Poniedziałek w pracy nigdy nie jest miły.
No, chyba, że powróciwszy z urlopu Ewa przytarga nam mnóstwo soczystych, pachnących słońcem truskawek!
I tak był miniony poniedziałek - zaczarowany od rana.
Nie mogłam się doczekać popołudnia z nimi w kuchni :)


Przyniosłam, po drodze wyjadając wprost w torby :)

Postanowiłam zrobić z nimi coś innego niż zwykłe dżemy.

Zrobiłam smakowe musy.

MUS TRUSKAWKOWY Z PRAWDZIWĄ WANILIĄ

1 kg truskawek
1 duża laska wanilii
4 łyżki cukru
1 "żelfix" 3:1

Obrane, umyte owoce wrzucamy do garnka z grubym dnem. Podgrzewamy w średniej temperaturze, aż zacznie bardzo delikatnie bulgotać. W tym czasie rozcinamy laskę wanilii, za pomocą czubka noża lub łyżeczki do herbaty wyjmujemy z niej ziarenka. Wkładamy je do truskawek. Zeskrobaną z ziarenek laskę również wrzucamy do gotujących się owoców.
Wsypujemy żelfixa i cukier.
Mieszamy, po kilku minutach po bokach garnka zacznie powstawać taka biała "pianka". Mieszamy owoce, aż owa pianka zniknie. Maxymalnie kilka minut, żeby nie stracić za dużo wartości odżywczych z truskawek.
Potem wyjmujemy laskę - wygotowaną korę. Wyrzucamy ją.
Za pomocą blendera rozdrabniamy niezbyt starannie owoce. Mogą zostać kawałki. (chyba, że chcemy taki 100% mus:)



Gotowe!
Możemy przelewać do wyparzonych, gorących słoików, zakręcamy, stawiamy "do góry nogami" na kocu rozłożonym na stole. Tak postępujemy ze wszystkimi słoikami. Następnie przykrywamy je kocem, w ten sposób słoiki dobrze się domkną.


Trzeba pamiętać, żeby po kilku godzinach odwrócić słoiki z powrotem "na nogi", żeby mus truskawkowy nie zastygł przy wieczku, bo... brzydko wygląda :):)

Tym samym sposobem robiłam

MUS TRUSKAWKOWY Z CHILI ALBO Z CZERWONYM PIEPRZEM

wszystko analogicznie, ale oprócz wanilii dodałam dwie szczypty chili w proszku (albo 7-12 ziarenek czerwonego pieprzu).
Chili nie gryzie truskawek, pieprz też nie; tylko je lekko łamie. Obydwa smaki się nie przenikają, tylko łagodnie, acz stanowczo współistnieją w słoiku. Rewelacja dla nonkonformistów.

MUS TRUSKAWKOWY Z NUTĄ CYTRYNOWĄ

i znów tak samo jak w pierwszym przepisie na mus - na 1 kg owoców. Przy czym łyżka cukru więcej i łyżka "fiksu" dodatkowo do owoców. Przez sitko wciskamy do gotujących się owoców sok z połowy cytryny (NIE WIĘCEJ!!) i dorzucamy otarta skórkę z dwóch cytryn. Po wrzuceniu skórki musimy jeszcze 2 minutki pogotować, a potem spokojnie można użyć blendera.
Cytryna ma się do truskawek podobnie jak chili. Smak i aromat cytryny nie zdominuje smaku i aromatu truskawek; obydwa będą tak samo wyczuwalne w Waszych słoiczkach.
 
 
 

 
Na koniec dobra rada: nie kupujcie słoików na przetwory w Carrefour.

Smacznego!! PS. zobaczcie - widać ziarenka wanilii w słoiczkach :) Wyobrażam sobie zimowe radości z nimi na stole :) Spróbujcie, są naprawdę przepyszne!


poniedziałek, 15 lipca 2013

Wór bobu od Janka

Jasiek przywiózł nam wór bobu. Nie worek, wór.



 Obieramy, obieramy, obieramy.



Bób jest jednym z tych produktów, które najlepiej smakują "bez cudowania" - same.

Pokusa oczywiście zawsze wielka. Po wyjedzeniu sporej ilości wprost z garnka, postanowiłam jednak nieco pokombinować.
Jedna część wylądowała na patelni.
2 szklanki bobu, duża łyżka masła. Podgrzewamy wszystko krótko na mocno rozgrzanej patelni. Wsypujemy łyżeczkę czerwonego pieprzu, szczyptę chili, i po szczypcie cząbru, kolendry, kminku mielonego, czosnku, tymianku, szałwii i jałowca. na koniec mały rozgnieciony ząbek czosnku.
Zdjęcia fatalne, wybaczcie. Ale smak nieprzeciętny. Ośmielę się zaryzykować stwierdzenie, że... lepszy niż z wody. Spróbujcie, polecam.


 
 
Momencik. Przecież Jasiek przywiózł wór, a nie woreczek :):)
 
Sporo zostało...
Z kolejnej (bynajmniej nie ostatniej) części zrobiłam pastę do chleba.
 
I tak:
szklanka ugotowanego w osolonej wodzie bobu została zblendowana (zblenderowana?) wraz z ząbkiem czosnku, kilkoma gałązkami pietruszki, gałązką koperku, szczyptą suszonej bazylii i oregano. Na koniec wsypałam garść zielonych oliwek i dorzuciłam pół zielonej papryki. Miksujemy wszystko do konsystencji kremu. Potem dosypujemy garść prażonych ziaren. Gotowe.
Pyszne. (najlepsze na zimno!!)

Ps. jeśli chcecie, żeby pasta dobrze się smarowała na pieczywie, warto dodać 2 łyżki oliwy z oliwek. Robiłam też wersję bób z rozmarynem i pieprzem kolorowym. Też rewelacja. Próbujcie, kreatywność w kuchni jest najfajniejsza!

środa, 10 lipca 2013

Sezon ogórkowy uważam za otwarty!

Dostałam sporo ogórków ze wsi... Z takiej prawdziwej wsi, gdzie się stale używa naturalnych nawozów, gdzie jeszcze pamiętają co to jest płodozmian. Gdzie malina zjedzona z krzaczka nie powoduje śmierci, a czasem i krowę można spotkać.


Do ogórków dorzucili też kwitnący koper i chrzan. Cóż zatem było robić?

Wiadomo.
KISZONE OGÓRKI!!!
Są niezastąpione jako dodatek do mięs. Można kawałek włożyć do rolady, albo posiekać do zimowej sałatki. Stanowi też doskonały dodatek do obiadu.

I tak:
wyparzamy naprawdę dokładnie słoiki.
Ogóry, koper, chrzan myjemy.
(ja jeszcze do każdego słoiczka włożyłam po kilka dębowych listków - klasztorna kuchnia obiecuje, że ten detal nada im aromatu dębowych beczek)
Obieramy dokładnie chrzan, a także czosnek.



W wyparzonych słoikach układamy baaardzo ciasno ogórki - jaśniejszym końcem  do góry. Pomiędzy ogóry wciskamy po paseczku chrzanu, 1 duży ząbek czosnku, 2 listki dębowe i spory patyk (nie świeżego tylko lekko przeschniętego) kopru wraz z gałązką i kwiatem).



Słoik zalewamy zimną, ale przegotowaną wodą (1 litr wody plus 2 łyżki soli plus 1 płaska łyżka cukru. Ten cukier sprawia, że ogóry będą chrupiące). Wody nie wlewamy "na maxa" - niech zostanie 1 cm przestrzeni od góry. ALE: wszystkie składniki muszą być zalane wodą!


Gotowe ustawiamy w jakimś spokojnym miejscu w kuchni, żeby postały 7 dni. Woda zmieni kolor, zaczną zachodzić procesy kiszenia. Po tym czasie możemy je wynieść do piwnicy. I tym sposobem mamy cały rok (bo taką mają datę ważności) własne ogóraski! Bez grama chemii, najlepsze na świecie. Spróbujcie. PS. dodatkowym plusem tych ogórów jest to, że w całej kuchni pachnie jak u Babci Stasi :):):)
 

piątek, 28 czerwca 2013

Słodkie podarunki - ciastka na patyku

Ciasteczka na patyku

Super pomysł na ciastka inaczej. super dla dzieci.


Robicie ciasto kruche. albo drożdżowe. Może też być francuskie. Wycinacie nim dowolne kształty zwykłą foremką do ciastek. Na jednym wycinanku kładziemy patyczek do szaszłyków, smarujemy kajmakiem, albo nutellą, albo masłem orzechowym, albo powidłami. Możemy położyć pół truskawki, etc. Przylepiamy drugi taki sam wycinanek ciastowy - u mnie serduszka. Sklejamy. Robimy dekoracyjny brzeg za pomocą widelca - przyciskamy ząbkami widelca wokoło ciasteczka. Smarujemy jajkiem, można z góry posypać cynamonem albo cukrem kryształem. Wkładamy do piekarnika aż się zrumienią (w przypadku ciasta francuskiego - dłużej).








Po upieczeniu możemy przewiązac patyczki wstążkami i wręczyć komuś bukiet ciastkowy:)